Natalia Arciszewska

Wychowałam się w rodzinie chrześcijańskiej. Moi rodzice, odkąd pamiętam, czytali mi Biblię w domu i zabierali na nabożeństwa do zboru. Zawsze miałam w sobie takie poczucie, że jestem osobą wierzącą. Było tak do pewnego momentu.

Gdy miałam 11 lat wyjechałam na obóz chrześcijański. Tam też rozmawiałam z moją koleżanką, która właśnie się „nawróciła”. Na tą wieść ucieszyłam się, nie zdając sobie sprawy, co tak naprawdę kryje się za tymi słowami. Dziewczyna postanowiła opowiedzieć mi swoje „świadectwo nawrócenia”. Po wysłuchaniu jej opowieści zaczęłam się zastanawiać jak to jest, że ja też jestem „nawrócona” czy „wierząca” (przynajmniej za taką się miałam), a nie mam żadnego świadectwa, żadnej opowieści, jak Pan Bóg zmienił moje życie… oczywistym było dla mnie, że Pan Jezus umarł na krzyżu, i że stało się to, by grzechy całego świata były odpuszczone. Pominęłam tylko jeden szczegół – w tym świecie żyłam i JA…

Tak więc od kiedy usłyszałam opowieść koleżanki, która przyjęła dar Pana Jezusa, jakim jest przebaczenie grzechów, życie wieczne, wiedziałam, że z moim życiem coś jest nie tak. Chciałam zagłuszyć w każdy możliwy sposób głos, który mówił mi, że nie mam w życiu tego, co może wypełnić we mnie ogromną pustkę. Szukałam, więc uporczywie tego, co mogło by ją zapewnić, ale szukałam nie tam, gdzie trzeba… w szaleństwach, zabawach, przyjaźniach, które miały sprowadzić mnie na złą drogę… Nie znalazłam.

2 lata później w wakacje wyjechałam do mojej babci. Pewnego wieczoru dużo rozmawiałyśmy o życiu i o Bogu. Wtedy nie wytrzymałam. Wiedziałam, że sama nie dam rady poprowadzić mojego życia tak, by nabrało sensu. Gdy wszyscy poszli spać, ja zaczęłam się modlić. Wtedy wyznałam Bogu, że nie mam pojęcia, co zrobić ze swoim życiem, żeby było w porządku. Powiedziałam też, żeby On zrobił coś moim życiem, bo ja nie umiem. Nagle poczułam ogromną ulgę i położyłam się spać.

2 tygodnie po tej modlitwie pojechała znów na ten sam obóz chrześcijański, co przed dwoma laty. Podczas jednej społeczności była śpiewana pieśń, której słowa brzmiały: „Łaską jesteśmy zbawieni, z łaski możemy tu stać. Z łaski usprawiedliwieni i przez baranka krew.” Gdy śpiewałam te słowa zrozumiałam, że ja też mogę mieć
dostęp do tej łaski. Doszło do mnie, że zbawienne i jest konkretnie dla mnie i mogłam zacząć śpiewać słowa : „łaską ja jestem zbawiona i z łaski mogę tu stać…”.

To niesamowite, że tak często wydaje nam się, że musimy coś zrobić własnymi siłami, żeby życie miało sens. Wcale tak nie jest. Pan Jezus chce robić to za nas.